Projekt (czyli zdjęcia + nieliczne cytaty z literatury, w tym samym formacie) sprzed lat (197…-199…), w dobie cyfry już nieco… Zbędny.
W duchu (i w podziwie dla) Klasyków – wiadomo jakich. Zob. też: re-repassage (1981).
mr m.
I jeszcze tekst, z n-ru PF-L („Juliusz Domański”, 3-4/2014) nieco związany z tym cyklem; dostępny dziś również jako PDF.

W roku 1981 zebrałem część mych zdjęć, przedstawiających ludzi (kilka z nich tu obok) i powiesiłem na ścianie w galerii „re-repassage”. Nie byłoby w tym nic szczególnego – ot, kolejna wystawa – gdyby nie pomysł, zrealizowany przy okazji. Otóż co dzień prawie, między 12:00 a 14:00, siedziałem w galerii i – za darmo – robiłem zdjęcia chętnym, było ich dużo. Dzień, może dwa później dawałem im, jeśli przyszli raz jeszcze – te ich, moje zdjęcia. Gdzie dać cudzysłów? Przy „ich” czy przy „moje”? Nie wiem. Niemniej zdjęcia zostały.

Nazywam to „Pozy” – ale też niczego tu nie odkrywam. Jest długa, niesłychanie frapująca tradycja fotografii: ludzie, jacy są, fotografowani na neutralnym tle, niekiedy w naturalnym otoczeniu. Mnóstwo nazwisk, wymieńmy te, które stały się hasłami: August Sander (1876-1964). W broszurze z 1910 informował, że wykonuje zdjęcia proste i naturalne, przedstawiające modela na tle dopasowanym do niego. Do wybuchu I wojny światowej stworzył dobrze prosperującą działalność. Po wojnie rozpoczął realizację ogromnej, nigdy nieukończonej pracy, która miała nosić tytuł „Menschen des 20. Jahrhunderts”.
Jest i Diane Arbus, Irving Penn… Ale też mnóstwo, coraz więcej zbiorów zdjęć anonimowych, niewiadomego pochodzenia – przedstawiających nieznanych nam (oraz właścicielom odbitek) ludzi. Każdy tak ma: album rodzinny, szczęśliwie ocalały po wojnach, innych zmianach – pełen obcych, nieopisanych twarzy. Kto to? Ciocia? Chyba nie. Czy to nasza rodzina…
Jak ta tendencja wygląda dziś? Nijak. Techniki skanowania, cyfryzacji, wreszcie Sieć – oferują nam nadmiar. Ot, znalezione dziś: projekt www.albom.pl „Fotograficzna wyprawa archeologiczna na polsko-białoruskie pogranicze”. Zazwyczaj było tak, że nawet jeśli ktoś na początku był niechętny, to potem nie mógł skończyć opowiadać i nie krył wzruszenia, kiedy dotarł do momentów w swoim życiu znaczących, przełomowych. Najgłębiej chyba kopaliśmy w ludzkiej pamięci. Pożółkły portret nagle uruchamiał lawinę wspomnień.
Kolejny, sądząc z przykładów, świetny album, frapujące odbitki, niektóre ręcznie kolorowane. Projekt na którego poznanie też już nie mam czasu. Za dużo tego, za szybko.

Nie należy mnożyć bytów ponad… Reakcją (obronną?) na nadmiar – jest wycofanie się, skupienie na szczególe. I skupiamy się: coraz więcej opowieści, nie tylko fotografii – o detalu. Życiorysów ludzi mniej znanych, prawie nieznanych. Sam właśnie taki wydaję („Państwo Nikt. Dzieje ludzi nieważnych”, 2016). To uspokaja i porządkuje. Przywraca proporcje: nie „HISTORIA”, a „historie”. Lecz dokąd to nas prowadzi? Do słynnej Borgesowskiej „mapy Chin w skali 1:1”? Nawet dalej: już dziś funkcjonuje termin cyfrowego cienia – śladu, jaki każdy z nas, w różnym stopniu, lecz KAŻDY – zostawia w cyfrowej rzeczywistości. Mówi się nawet, że nasz cień cyfrowy jest większy niż ilość informacji cyfrowej, jaką aktywnie tworzymy o nas samych (to John Gantz, wielokrotnie w Sieci cytowany).

Co więc robić ze starymi archiwami? Może, skoro ich za dużo jest, dać sobie spokój? Ależ nie: trzeba skanować, zapisywać, nagrywać, zbierać – co się da. Bowiem naprawdę nie wiemy, jaka będzie przyszłość i co ona, ta przyszłość, będzie chcieć wiedzieć o przeszłości. Jakie dane z niej wyciągnie, jakie wnioski. Ale męczy mnie od dawna taka… Analogia? Paradoks? Otóż opowiadanie o niedawnej przeszłości, nazywanej, chyba niesłusznie, „historią najnowszą” – coraz bardziej przypomina mi mediewistykę. Z tą różnicą, że dla tamtej – źródeł jest za mało i wiele więcej nie będzie; a dla naszego „dziś” jest ich za dużo. A więc też można się zagubić w tym oceanie, trafiając wyłącznie na wyjątki, rzeczy nietypowe, ideologie, propagandę. I niekiedy, coraz częściej nawet na fałszerstwa i ekstrema.

Przesada? Niekoniecznie: gdy czytam, słucham dziś opowieści mych kolegów o czasach, które razem przeżywaliśmy, nie mogę niekiedy opanować zdumienia: żyliśmy w tych samych czasach?!? Czy to ja się mylę – czy oni? Kto to opanuje, kto to oceni: sam jeden…
Zostają zdjęcia, ów pozór obiektywizmu. Lecz coś pozwalają sprawdzić. Coś, niekiedy. Detale.

mr makowski
Cytaty bez podanego adresu www pochodzą z odpowiednich stron wikipedii.

(…) między 12:00 a 14:00, siedziałem w galerii…